samotna wyprawa rowerowa na KAUKAZ 2006 by Paweł Robinson Dunaj
  Wyprawa

               

            Skąd pomysł na tegoroczne wakacje? Właśnie zakończyła się długa zimowa sesja i miałem już tak dosyć nauki, ze postanowiłem zaplanować najbliższe. W dodatku nie dawała mi spokoju relacja Marka Klonowskiego z wyprawy na Kaukaz. Wiedziałem, ze po mojej rowerowej wyprawie na Bałkany i przejechaniu 2000 km muszę planować następną. Jeszcze bardziej ekstremalną, jeszcze dłuższą i tym razem samotną. Zaczęło się od kupienia map Europy wschodniej i Kaukazu, zrobienia strony internetowej, a teraz czas na szukanie sponsorów, zdobycie wizy, uspakajanie rodziców, by się nie martwili....Jednym słowem cała masa przygotowań. Jednak, im więcej kłopotów się pojawia, tym bardziej się utwierdzam w przekonaniu, że warto jechać. Z trudem udało się zdobyć pieniądze na rower i części. 

          Obecnie jestem dumny, z tego, ile udało mi się już przygotować, z drugiej zaś strony podekscytowany, że za chwilę będę realizował swoje kolejne marzenie, wprowadzał w życie kolejne wyzwanie. Jednym słowem 'żyć nie umierać'.

     Przechodząc do konkretów wyprawy...- natychmiast po zakończeniu kolejnej sesji, tym razem letniej, 1 lipca wyruszam pociągiem do Jarosławia, 20 km od granicy z Ukrainą. Mam nadzieje, ze będzie to moja pierwsza i ostatnia podroż pociągiem. Wszystko zależy od tego jak 'noga będzie podawać'.

  Moim celem nie jest zwiedzanie konkretnych obiektów, czy ośrodków kultury czy sztuki, tylko po prostu pedałowanie i ekscytowanie się pięknymi widokami. Będę się starał jechać bocznymi drogami, by każdy z przejeżdżanych krajów poznać 'od kuchni'. Z autopsji wiem, ze jeżdżąc po takich małych drogach czy dróżkach można najwięcej zobaczyć, poznać prawdziwą kulturę i charaktery mieszkańców, z reguły bardzo pozytywnie nastawionych do rowerowych podróżników. Nie ukrywam, iż liczę na gościnę lub, jakiś dach nad głową w stodole czy gdziekolwiek, oby tylko było bezpiecznie. W najgorszym razie zostanie przystanek autobusowy, bądź namiot. Planuję jednak jak najwięcej spać 'pod chmurką'

     Zaplanowana przeze mnie trasa prowadzi kolejno przez: Polskę, Ukrainę, Rosję, Gruzję, Turcję, Rumunię, Słowację i ponownie przez Polskę, w ciągu 2 miesięcy  pokonując dystans ponad 6000 km bez względu na pogodę. Pokonam też deniwelacje terenu dochodzące do 1000 m. Nie podam szczegółowej trasy z dokładnością do kolejnych miast, miasteczek czy wsi, ponieważ konkretne planowanie odkładam na dzień w którym będę jechał. Dzięki takiemu podejściu do trasy, czuję się wolny niczym ptak, od nikogo i niczego nie uzależniony. Jadę przed siebie.... Trawestując powiedzenie Ojca Dyrektora 'Alleluja i do przodu - powtarzam  'W linii prostej i możliwie najkrócej do celu'.

        A moim głównym celem jest dojazd do podnóża masywu Elbrusa i jego zdobycie(5642 m.n.p.m). To jest marzenie, jeżeli to się uda to ruszę dalej na południe, by zatoczyć koło wokół morza Czarnego.   Przedem jednak, w ramach aklimatyzacji, zamierzam zdobyć pobliski 3-tysięczenik Czeget (dokładnie 3937 m.n.p.m)
Jeżeli nie dopadnie mnie ptasia grypa czy inna zaraza wszystko powinno pójść zgodnie z planem. Jeżeli nie dopadnie mnie ptasia grypa czy inna zaraza wszystko powinno pójść zgodnie z planem.

Moje środki na podróż to jedynie 400 zł i tylko tyle będę miał do dyspozycji w czasie trwania wyprawy. W przypadku braku Pomocy z Góry, mogę liczyć tylko na siebie, ewentualnie na życzliwość spotkanych osób.




Trasa(aktualizacja 24.05.2006):


            Oprócz tego mam w planach wydłużyć swoją trasę z 6000 km do ponad 7000 kilometrów, by wjechać, aż w głąb Iranu, pod same Morze Kaspijskie oraz "zaatakować" najwyższa górę tegoż kraju - Demawend(5604 m.n.p.m). Ostatecznie, cała trasa w takim wypadku przebiegałaby via: Ukraina, Rosja, Gruzja, Azerbejdżan, Armenia, Iran, Turcja, Bułgaria, Rumunia, Węgry i Słowacja. Wszystko jednak będzie zależało od tego "jak noga będzie podawać". Po napisaniu tych słów dowiedziałem się, że wjazd do Azerbejdżanu drogą lądową czy to z Gruzji czy z Rosji jest niemożliwy. Będę zmuszony "dobrze" pedałować, gdyż muszę nadłożyć ponad 200 kilometrów drogi, tym samym wyprawa będzie trwała na pewno jeden dzień dłużej. Według wcześniejszego planu przejazd przez część Armenii miał mi zająć 1 dzień, lecz okazało się, że w związku z niemożnością przejazdu przez Azerebejdżan, będzie to niemożliwe. W przeciągu dwóch dni przejadę przez całą długość Armenii, by ostatecznie dojechać do "półmetka" mojej wyprawy, czyli niebezpiecznego, ale jakże zarazem pięknego kraju -Iranu, "nieskażonego" globalizacją, komercją czy turystami. Celem moim w Iranie będzie sobie dotarcie do masywu Elbursa i zdobycie jego najwyższego szczytu, Demawendu, który jest zarazem najwyższym wierzchołkiem w tym kraju. Po zejściu ze szczytu zacznie się tak naprawdę droga powrotna. Nie wykluczam skorzystania, po raz drugi, z pociągu by jak najszybciej dotrzeć do Turcji. W kraju Turków za priorytet stawiam sobie zdobycie biblijnej góry Ararat (5165 m.n.p.m) oraz choć jednego szczytu gór Pontyjskich, np. Kackar Dagi (3937 m n.p.m.). Niestety nie wiem czy uda mi się wejść na turecki pięciotysięcznik, gdyż zależy to od hojności sponsorów, którzy pomogliby w sfinansowaniu uzyskania od władz tureckich pozwolenia, którego koszt wynosi 150 Euro(!!!).

            Wracając chciałbym jeszcze (w celu rozprostowania nóg) wejść na rumuński Moldoveanu(2543 m.n.p.m) oraz po raz trzeci w swoim życiu - Gerlacha(2655 m.n.p.m) w Słowacji, oczywiście samotnie. Jeżeli uda mi się zrealizować powyższy plan wyprawy i osiągnąć założone cele, to w okresie ponad dwóch miesięcy: przejadę przez dziesięć różnych (w większości egzotycznych) krajów, zdobędę siedem szczytów(w tym trzy pięciotysięczniki, dwa trzytysięczniki i także dwa dwutysięczniki). A to wszystko podczas wyprawy liczącej około 7000 kilometrów.

Zaplanowane szczyty(podsumowanie):
  1. Czeget (3667 m.n.p.m) - ROSJA
  2. Elbrus (5642 m.n.p.m) - ROSJA
  3. Demawend (5604 m.n.p.m) - IRAN
  4. Ararat (5165 m.n.p.m) - Turcja
  5. Kackar Dagi (3937 m.n.p.m) - Turcja
  6. Moldoveanu (2543 m.n.p.m) - Rumunia
  7. Gerlach (2655 m.n.p.m) - Słowacja
© banner 2006 by Marcin BUCHOO Buchwejc